sobota, 31 stycznia 2009

I po pierwszym dniu...

Pierwszy dzień festiwalu za nami. Szybko piszę parę słów, żeby zachować świeże wrażenia. A wrażenia te są jak najlepsze. Mnóstwo gier, mnóstwo ludzi, mnóstwo zabawy. No i samo miejsce nieodmiennie robiące wrażenia na przyjezdnych. Ale może od początku...

Brzeg od rana zasypywany był śniegiem, a właściwie taką dziwną białą materią, która ładnie wyglądała na dachach, czy drzewach, natomiast  po zetknięciu z ziemią zamieniała się w breję. Acz jakoś mi to nie przeszkadzało, powiem więcej - szliśmy wraz z mym synkiem do ratusza radośnie tę breję rozchlapując, bo pierwotnie miałem ten dzień spędzić w domu. Na całe szczęście okazało się, że dostaliśmy dyspensę i koło godziny 13 raźno ruszyliśmy do centrum miasta.

Na miejscu oddaliśmy kurtki do szatni, weszliśmy na pierwsze piętro i zobaczyliśmy wielką salę stropową zapełnioną ludźmi grającymi we wszelkie możliwe gry. Przepraszam od razu za brak zdjęć, ale dużo osób pstrykało co chwilę aparatami, więc pewnikiem niedługo pojawią się tu i ówdzie raporty w formie obrazkowej. W każdym razie zarejestrowaliśmy się i wyszło na to, że mamy numerki B49 i B50, co przekładało się po prostu na 149 i 150. Numerki okazały się potrzebne, bo dosłownie co godzinę organizatorzy losowali spośród uczestników rozmaite gry. Było ich naprawdę sporo. 

Tuż obok rejestracji swój kramik rozłożył Salou ze sklepu "U Żyrafy", tuż obok były stanowiska firm LogoRajd i Lacerta, zaś na samym końcu sali, przy wejściu do tak zwanej sali lustrzanej znajdowało się stanowisko wrocławskiego SFana (pozdrowienia dla Paukensa!). W samej salce lustrzanej umieszczono makiety, na których odbywały się prezentacje systemów bitewnych. Tam właśnie straciłem na pewien czas swe dziecię,  gdyż odpłynęło wraz ze swym kolegą w krainę Starych Warsów.

Przywitałem się szybko z Beatą i Krzyśkiem, czyli organizatorami i zajrzałem przelotem do małej sali stropowej, w której odbywał sie turniej Carroma. Wrażenie niesamowite - chyba dziesięć profesjonalnych stołów, każdy z lampą oświetlającą pole gry, cisza i rozlegające się w ciszy odgłosy pstryknięć. Mam nadzieję, że jutro uda mi się w to zagrać.

Po powrocie do sali głównej, postanowiliśmy zagrać ze znajomymi (pozdrowienia dla Basi, Pawła i Miłosza) w nowo zakupioną grę, czyli Middle Kingdom, autorstwa Toma Lehmana (tak, tego od RftG). Jest to dość prosta (jeśli chodzi o zasady) pozycja, w której w każdej turze licytujemy możliwość zwerbowania przedstawicieli różnych klas społecznych w starożytnych Chinach. Każda z tych klas daje nam określone plusy i możliwości zarabiania punktów, które liczą się pod koniec rozgrywki. Element licytacji jest bardzo fajnie pomyślany i sama gra zrobiła na wszystkich bardzo, bardzo pozytywne wrażenie, więc od razu machnęliśmy jeszcze jedną partyjkę. Jednak wyzyskując lud Chin zgłodnieliśmy nieco, więc postanowiliśmy udać się do znajdującej się w podziemiach ratusza restauracji. Restauracja ta przygotowała nawet specjalne, tańsze zestawy posiłków dla uczestników zlotu, ale cieszyły się taką popularnością, że dla nas nie stało i zamówiliśmy normalne dania z karty.

Po mile spędzonym posiłku wróciliśmy na główną salę i okazało się, że liczba odwiedzających przekroczyła chyba 300 osób. Na sali naprawdę zrobiło się gęsto. I tak już pozostało do godziny 20, kiedy powoli zaczęliśmy się rozchodzić. W międzyczasie zakupiłem jeszcze dla młodego dodatek do Neuroshimy Hexa oraz Polowanie na Robale, które okazało się przebojem końca dnia. Bardzo, bardzo udanego dnia. Mam nadzieję, że jutro uda się to powtórzyć. 

No i wielki szacunek oraz podziękowania dla Beaty i Krzyśka, że zdecydowali się zorganizować ten zlot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz